sobota, 29 grudnia 2018

Frank Schatzing "Odwet oceanu"




Autor: Frank Schatzing
Tytuł: Odwet oceanu
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 952
Gatunek: thriller







Człowiek w starciu z naturą. Nieprzewidziane zwroty akcji. Siła żywiołu. Katastrofa, której można było uniknąć... 

Nigdy nie odmawiam wszelkiego rodzaju thrillerom. Ze względu jednak na fakt, że to jeden z moich ulubionych gatunków, starannie dobieram lektury. Staram się wybierać takie powieści, które zaskoczą mnie czymś nowym, zaintrygują zrealizowaną fabułą, a może nawet skłonią do refleksji- bo czemu nie? Takich elementów doszukiwałam się w „Odwecie oceanu”, książce, o jakiej, w ostatnim czasie, było szczególnie głośno.

Frank Schatzing stworzył powieść zadziwiającą z wielu różnych powodów. Zaskoczyła mnie jej treść, poprowadzenie poszczególnych wątków, odwaga autora związana z próbą poruszenia tak trudnych kwestii, a także niejaka aktualność tematu oraz rozmach, z jakim został on niewątpliwie zrealizowany. „Odwet oceanu” jest bowiem książką, której nie sposób przeczytać w jeden wieczór. Choć fabuła intryguje i przyciąga jak magnez, a poznanie kolejnych rozdziałów szalenie kusi, to jednak trzeba mierzyć siły na zamiary i ze względu na szczególne gabaryty, przeznaczyć na tę lekturę więcej czasu.

Nie znaczy to jednak, że rozmiar może zniechęcić, a dość drobna czcionka odpychać. Zdecydowanie nie. To jedna z tych pozycji, w których autorski rozmach jest jak najbardziej na plus, oznacza bowiem, że możemy w tę treść zagłębić się mocniej, bardziej w ten problem zaangażować, lepiej zrozumieć i więcej przemyśleć. Choć książka porusza nieprzyjemne sprawy, a jej fabuła krąży wokół tematów niewygodnych, to jej lektura sprawia wielką przyjemność, a wspomnienie o niej jeszcze na długo pozostaje w umyśle czytelnika.

Momentami można odnieść wrażenie, że akcja książki rozwija się dość wolno, a na jej stronach mogłoby dziać się trochę więcej. I być może rzeczywiście tak jest. A mimo to, ciężko od tego tytułu się oderwać i zdecydować na nieprzewidziane przerwy. Dlaczego? Bo treść powieści jest na tyle wyjątkowa, że podczas lektury łatwo poczuć wdzięczność do autora, że na jej stworzenie się zdecydował, że podjął się realizacji takiego tematu i że zrobił to w taki wyjątkowy sposób. I nie boję się w tym miejscu używać słów szczególny, fascynujący, zjawiskowy. Bo tą lekturą jestem oszołomiona, czuję podziw i dużą czytelniczą satysfakcję, jaką daje możliwość poznania głębokiej i poruszającej książkowej historii.

Schatzing zabiera swego czytelnika w podróż po niezwykłym świecie, łącząc przy tym w jedno świat człowieka i zwierzęcia, mieszając ląd i morze, igrając z naszą inteligencją i możliwościami przyrody. Zaskakująco przedstawia swą wizję, sprawiając, że każdy z nas jest zmuszony się zastanowić, czy to faktycznie tylko książka, bo może na jej stronach zostało jednak umieszczone coś więcej? Opisy zwierzęcych ataków są niezwykle wiarygodne, obrazowe, bogate w szczegóły. Działają na wyobraźnię, zmuszają do myślenia. Budzą emocje, choć nie są to uczucia związane z oceną, krytyką, a przynajmniej nie w taki sposób, w jaki moglibyśmy to sobie wyobrażać, zanim tę lekturę rozpoczęliśmy.

Autor powieści łączy wyobraźnię i wiedzę, sprawiając, że całość wypada przekonująco i wiarygodnie. Na każdym etapie lektury widać, że ta książka nie powstała ot tak, ale jej treść jest wynikiem nagromadzenia imponującej wiedzy i faktycznego zainteresowania tą dziedziną nauki. Książkowe strony zostały wypełnione wieloma naukowymi szczegółami, jednak te fakty nie przeszkadzają, nie nużą, pozwalają w ten świat lepiej się zaangażować, tę przyrodę lepiej zrozumieć i inaczej tę fabułę ocenić. Duże wrażenie robią również bohaterowie książki. Specjaliści, naukowcy, ludzie rzeczywiście skupieni na swojej dziedzinie. Inteligentni, zaangażowani, pełni pasji.  

„Odwet oceanu” to powieść, która może zachwycić. Nietypowa, intrygująca, mocna, mroczna, a przy tym poświęcająca uwagę kwestiom dość aktualnym i takim, które rzeczywiście mogą na światło dzienne wypłynąć. I tylko od nas przecież zależy, jak rozwinie się sytuacja.

Za przesłanie powieści do recenzji dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu.

wtorek, 18 grudnia 2018

Helen Thomson "Nie do pomyślenia. O ludziach, których mózgi działają inaczej"




Autor: Helen Thomson
Tytuł: Nie do pomyślenia
Wydawnictwo: Feeria Science
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 340
Gatunek: literatura faktu 








Literatura faktu to jeden z moich ulubionych gatunków. Choć po książki w takiej tematyce sięgam z wielka przyjemnością, staram się jednak wybierać jedynie te, które szczególnie zainteresują mnie poruszanymi zagadnieniami. W „Nie do pomyślenia” Thomson skupia się na nietypowych zjawiskach wywoływanych zadziwiającym funkcjonowaniem ludzkiego mózgu. Obok takiego tytułu nie mogłam przejść obojętnie.

To, co szczególnie spodobało mi się w tej książce, to indywidualne podejście autorki do każdego przypadku. Thomson omawia bowiem poszczególne przypadłości na przykładzie konkretnych osób, które ich doświadczyły, poświęcając każdej z nich osobny rozdział. Taki osobisty sposób przedstawiania poszczególnych zjawisk sprawia, że całość wydaje się bardziej realna, pozwala wczuć się nam w sytuację bohaterów i lepiej zrozumieć poruszane tematy.

„Nie do pomyślenia” to wspaniały zbiór historii, jakie zaskakują, poruszają, wywołują emocje i skłaniają do wyciągania wniosków. Każdemu z opisywanych przypadków Thomson poświęciła mnóstwo czasu i uwagi, spotykając się z ludźmi, których one dotknęły. Takie bliskie spotkania sprawiły, że autorka mogła lepiej zrozumieć te schorzenia, dokładniej poznać ich charakter, bliżej przyjrzeć się temu, w jaki sposób oddziałują na ludzi i jak zmieniają całe ich życie. Bo o tym, jak bardzo wpływają na funkcjonowanie organizmu podczas lektury przekonujemy się raz po raz.



Tytuł ten pozwala nam poznać lepiej zjawiska, które poznaliśmy jedynie pobieżnie oraz usłyszeć o tych, o jakich nigdy wcześniej nie mieliśmy szansy. Kolejne rozdziały porządkują bowiem wiedzę na temat szeregu niezwykle interesujących przypadłości, z których każda następna wydaje się jeszcze bardziej interesująca od poprzedniej. I tak strony tej publikacji poświęcone zostały takim zjawiskom jak budowanie pałacu pamięci, wielopostaciowa synestezja, poczucie bycia martwym lub wyobrażenie o przyjmowaniu zwierzęcej postaci. A to tylko kilka spośród intrygujących tematów, z jakimi zmierzyła się Thomson.

Autorka stara się, by przekaz jej publikacji był jasny i możliwie prosty dla każdego z nas. Posługuje się prostym językiem, nie używając naukowego żargonu, jeśli rzeczywiście nie jest to potrzebne w danej sytuacji. Spotkania z poszczególnymi osobami, towarzyszące temu emocja i pozyskana wiedza zostały uzupełnione o podobne naukowe przypadki, próby zrozumienia, jak mózg bohaterów funkcjonował w tych konkretnie przypadkach, jak doszło do tak skomplikowanych sytuacji. Tym samym czytelnik otrzymuje szczególny miks życiowych, poruszających historii i naukowych faktów, stanowiących tło dla opisywanych zdarzeń.

„Nie do pomyślenia” to tytuł, który zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Thomson skupiła się na nietypowym temacie, fantastycznie go przedstawiając. W tej publikacji łatwo dostrzec ogromne zainteresowanie tematem, świetne przygotowanie, gotowość do przedstawienia faktów w sposób możliwie zrozumiały oraz chęć podzielenia się własnymi pasjami i zawodowymi fascynacjami. Jestem pod ogromnym wrażeniem pracy wykonanej przez tę autorkę. Serdecznie Wam ten tytuł polecam.

Za przesłanie książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Feeria Science. 

niedziela, 16 grudnia 2018

Małgorzata Hayles "Wśród nocnych cisz"




Autor: Małgorzata Hayles
Tytuł: Wśród nocnych cisz
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 384
Gatunek: literatura współczesna









Po wielu latach małżeństwa Dagmara przekonuje się, jak niewiele wiedziała o swoim mężu. Stopniowo poznając jego tajemnice, kobieta zastanawia się, czy kiedykolwiek rzeczywiście go znała. Kim był? Jakich czynów się dopuścił? Dlaczego w swoje działania angażuje żonę?

“Wśród nocnych cisz” to bardzo dobre połączenie powieści obyczajowej i subtelnego, kobiecego thrillera. Z jednej strony czytelniczki mają okazję lepiej poznać główną bohaterkę, zrozumieć towarzyszące jej smutki i dylematy, z drugiej zaś poczuć napięcie, stopniowo odkrywać kolejne szczegóły utkanej intrygi i na własną rękę spróbować rozwikłać zagadkę. Zarówno w części obyczajowej, jak i tej charakterystycznej dla nieco mocniejszych lektur, autorka odnalazła się znakomicie, oddając w nasze ręce przemyślaną, dopracowaną oraz dobrze napisaną powieść.

W dużej mierze doceniłam tę książkę właśnie za sprawą stylu Hayles. Kobieca narracja, prosty język, przyjazny ton opowiadania historii- te elementy sprawiają, że całość czyta się po prostu szybko i przyjemnie. Dzięki temu również łatwo się w tę opowieść zaangażować, poczuć się jej częścią, docenić autorki zamysł, zwyczajnie dobrze się przy tej lekturze bawić. Ten lekki ten nie spłyca jednak fabuły, nie sprawia, że staje się ona banalna, nie upraszcza. Po prostu autorka potrafi odciążać za jego pomocą skomplikowane kwestie, nie komplikując już skomplikowanych spraw.

Hayles podzieliła tę historię miedzy kilku bohaterów. Oddając im głos, pokazując wszystko z ich perspektywy, przybliżając czytelnikowi w ten sposób ich charaktery sprawia, że jej opowieść jest pełniejsza i barwniejsza, bardziej przyciągająca i niepozwalająca się rozpraszać. Taki pomysł na opowiedzenie tej historii okazał się jak najbardziej trafiony, świetnie się w tym przypadku sprawdził. Chętnie przechodziłam od jednego rozdziału do kolejnego, w oczekiwaniu na poznanie nowych perspektyw i nowych szczegółów, które autorka powieści przekazywała raczej niespiesznie.

Pierwsza część książki utrzymana została w spokojniejszym tonie. Hayles dopiero wprowadza nas w problemy bohaterki, dawkuje informacje o jej przeszłości, subtelnie zarysowuje intrygę. Fabuła rozwija się powoli, choć opisywane miejsca i pojawiający się kolejno bohaterzy działają na czytelniczą wyobraźnię. Można by powiedzieć, że to taka cisza przed burzą, poczucie, że coś w końcu się wydarzy, które stanowi świetne tło dla powieściowej intrygi. Intrygi, która rozwija się w drugiej części- szybszej, bardziej dynamicznej, z mojej perspektywy ciekawszej. Nie miałabym nic przeciwko, żeby i początek trochę w te elementy wzbogacić, nadać mu głębi czy wyrazu. Nie znaczy to, że tak jest źle, po prostu dla mnie nieco za spokojnie.

Autorce bardzo dobrze udało się również przedstawić bohaterów tej historii. Oddać emocje towarzyszące dylematom, z jakimi się zmagają, przybliżyć nam wady i zalety ich charakterów, a wreszcie nadać ludzki, realistyczny rys. Szczególnie do gustu przypadła mi jedna męska charakterystyka, jaką Hayles stworzyła znakomicie, w pełni mnie do tego bohatera przekonując i sprawiając, że to on stał się dla mnie gwiazdą tego przedstawienia, wywołując najwięcej emocji i najmocniej wpływając na wyobraźnię.


„Wśród nocnych cisz” to dobra powieść, odpowiednia na długie wieczory. Zapewniająca dawkę rozrywki i refleksji. Spodziewałam się, że ta historia okaże się trochę mroczniejsza, ale i w takim wydaniu świetnie się sprawdziła.  


Za możliwość przeczytania powieści dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

piątek, 14 grudnia 2018

Przemysław Piotrowski "Radykalni. Rebelia"




Autor: Przemysław Piotrowski
Tytuł: Radykalni. Rebelia
Wydawnictwo: Videograf
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 400
Gatunek: thriller 







Wojna dopiero się zaczyna. Jeszcze więcej ofiar, krwi, okrucieństwa. I muzułmanów…. Do czego są zdolni? Czy powinniśmy się obawiać? Co jeszcze spotka Kubę i jego przyjaciół?

Przeszło rok minął od momentu kiedy przeczytałam pierwszą część cyklu „Radykalni”. Książka zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie za sprawą odważnego i śmiałego przedstawienia tematu zalewania Europy przez falę muzułmanów. Nie da się ukryć, że kwestia ta jest istotna i nieco niepokojąca, a jako osoba mieszkająca na terenie Wielkiej Brytanii mam okazję obserwować to zjawisko na co dzień. Swoim „Terrorem” Piotrowski mocno zadziałał na moją wyobraźnię i skłonił mnie do wyciągnięcia pewnych wniosków. Czy druga część cyklu okazała się równie mocną i pouczająca lekturą?

Tym, co przykuło moją uwagę w pierwszej kolejności, jest fakt, jak sprawnie autor przeszedł do kontynuacji tej historii. Bez zbędnych wstępów, ale również bez pomijania istotnych szczegółów. Nie ukrywam, że przez te kilkanaście miesięcy nieco zatarły mi się niektóre wątki, zapomniałam imiona kilku bohaterów, nie wszystko wydawało mi się jasne, kiedy po tę drugą część sięgałam. A jednak Piotrowski zadbał o to, żeby tego zagubienia rzeczywiście nie odczuwać i zamieścił w powieści dokładnie tyle niezbędnych informacji, by odświeżyć pamięć lub przyciągnąć uwagę nowych czytelników. Wydaje mi się, że po te książki niekoniecznie trzeba sięgać razem, że gdybyście nawet zaczęli od części drugiej, to również nie byłoby tragedii.

Zawsze, kiedy sięgam po kolejną książkę z danej serii obawiam się, że może ona wypaść słabiej od swojej poprzedniczki. Mniej zaskakująco. Spokojniej. Bez polotu. Ciężko jednak doszukiwać się takich zaniedbań w przypadku „Rebelii”. Piotrowski dalej jest na fali, myśli intrygująco, przekazuje wiedzę ciekawie, daje do myślenia, pobudza do wysnuwania refleksji. Bardzo szczerze, mocno, brutalnie, kontrowersyjnie i bez żadnego tabu pisze o tym, co widzi i jak sobie wyobraża rozwój tego zjawiska za kilka lat. Cała ta bezkompromisowość, odnoszenie się do faktów, aktualność tematu i chęć bycia na bieżąco sprawiają, że ta powieść magnetyzuje i przyciąga, nie pozwalając czytelnikowi na odpoczynek.

„Rebelia” to interesujące połączenie kwestii, które świetnie współgrają na kolejnych stronach. W tym przeciwstawieniu się islamizacji autor zgrabnie umieszcza inne tematy, jakie dobrze uzupełniają całość, nadają jej nieco inny ton, sprawiają, że może ona uzyskać nowe grono odbiorców. Oprócz „kwestii muzułmańskiej” fabuła powieści została oparta w dużej mierze na sprawach pięknej przyjaźni, tęsknoty za byciem blisko z drugą osobą, chęci odmiany losu i szukaniu swojego miejsca. Te tematy po prostu musiały się sprawdzić. Taka mieszanka nie mogła wypaść blado czy słabo. W takich kwestiach łatwo i dobrze się odnaleźć. I to one budzą emocje, bo tych w powieści nie brakuje.

Treścią tej książki autor bardzo porusza. Zarówno za sprawą wykorzystanego tematu, jak i sposobu jego przedstawienia. Widać, że Piotrowski lubi szokować, dawać do myślenia, zaskakiwać. Akcja powieści rozwija się szybko, ale dzięki temu, że nie wszystkie szczegóły od razu trafiają na swoje miejsce, jeszcze bardziej intryguje i przyciąga. Podczas lektury mamy chęć tę treść po prostu pożerać wzrokiem, jak najszybciej poznać kolejne wątki, poczuć na plecach oddech wroga i kibicować tym dobrym, choć wydaje się, że zdania w tej kwestii mogą być bardziej podzielone.

W „Rebelii” nic nie jest czarne lub białe. Wiele odcieni szarości, emocji, informacji, charakterów tworzy soczysty, gorący i krwawy miks, jaki w zaskakujący sposób poruszy niejedno czytelnicze serce. Nie można jednoznacznie ocenić tego, co przygotował dla nas autor, szczególnie jeśli chodzi o postępowanie bohaterów. Chcecie przekonać się dlaczego? Przeczytajcie. Nie pożałujecie.

Za możliwość przeczytania powieści dziękuję jej Autorowi.

środa, 12 grudnia 2018

Jami Attenberg- Ja



Autor: Jami Attenberg
Tytuł: Ja
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 220
Gatunek: literatura współczesna 








To nie taka prosta rzecz być kobietą. Tak po prostu każdego dnia wstawać rano z łóżka, zaopatrywać się w uśmiech i udawać, że wszystko jest w porządku. Nie myśleć o stawianych oczekiwaniach, udawać, że urocze dzieci i szczęśliwe związki rzeczywiście się nie liczą. Że wystarczy własne, a teraźniejszość może zatrzeć to, co się wydarzyło. Patrzeć na innych z wysoko podniesioną głową, czuć dumę z własnych dokonań, przekonywać się o własnej wartości. I udawać. Wciąż udawać.

Takie refleksje towarzyszyły mi niezmiennie podczas lektury powieści Jami Attenberg. Książki zaskakującej za sprawą prostego, aczkolwiek mocnego przekazu. Autorka stworzyła niebanalny manifest, w którym główna bohaterka raz za razem udowadnia, że nie jest łatwo- być dorosłym, samodzielnym, szanowanym. Być kimś. Początek książki utwierdził mnie w przekonaniu, że lektura upłynie pod znakiem sarkastycznej narracji, jaka pozwoli na uśmiech i przymrużenie oka. Tymczasem całość wypadła dość smutno i melancholijnie.


Tym mocniej uderzył we mnie fakt, że Attenberg wykorzystała narrację pierwszoosobową. Andrea opowiada o swych upadkach, błędnych decyzjach, mniejszych i większych potknięciach. Bohaterka jest przy tym niepokojąco wręcz szczera, chętnie dzieli się szczegółami z własnego życia, stopniowo zdradzając czytelnikowi kolejne tajemnice. A im więcej wiemy, tym trudniej nam jest przejść obok tych wynurzeń obojętnie. Dość szybko przekonujemy się bowiem, że to coś innego, niż opowieść kogoś, komu znowu nie wyszło. To zasmucający pamiętnik osoby, jaka nie potrafi się w tych realiach odnaleźć, próbując żyć po swojemu i pogrążając się w codziennych wyzwaniach.


Dość trudno jest mi zebrać myśli po lekturze. Przede wszystkim dlatego, że powieść okazała się o wiele mocniejsza i trudniejsza, niż mogłam się tego spodziewać. Attenberg umieściła w tym niewielkim rozmiarowo utworze tak wiele emocji, rozczarowania, pretensji, melancholii, że ciężko może być to czytelnikowi udźwignąć. I pod tym wszystkim ginie czarny humor, ugina się sarkazm, na usta nie wypływa uśmiech. Szczególnie, że łatwo odnaleźć siebie w postaci Andrei.



Bo ona mówi prosto z mostu o tym, co większość z nas wolała by przemilczeć. Drąży, zastanawia się, snuje refleksje. Powraca do tego, co było, analizuje, żyje, ale nie do końca istnieje, oddycha, choć czasami ten oddech bardzo trudno jej zaczerpnąć. Próbuje być sobą- ale co to właściwie oznacza? Dawno nie znalazłam tyle siebie w książkowej bohaterce. To trochę tak, jakby ktoś zajrzał w głąb nas samych, dokładnie przeglądając wnętrze, a potem wszystkie rozterki, kłopoty, dylematy i smutki wyciągnął na światło dziennie i umieścił na kartach powieści.


Duże wrażenie zrobił na mnie fakt, jak szczerze, otwarcie i bezkompromisowo autorka opisała tę historię. Jak wiele przelała na nią emocji, które nasilają się wraz z zaangażowaniem w lekturę. W tej powieści akcja nie gna na złamanie karku, nie następują bardzo gwałtowne zwroty, a błędy są powtarzane. Fabuła skupia się raczej na życiu, wzlotach i upadkach, realizmie, oczekiwaniu na więcej, próbie odnalezienia radości w małych rzeczach i niezatraceniu się w gąszczu oczekiwań i wymagań.


Wydaje się, że Attenberg próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie, jaka jest rola kobiety w dzisiejszych czasach, kim jest, a kim być powinna. Szukając rozwiązania tego dylematu zahacza o wiele ważnych kwestii, jakie zaprzątają nas na co dzień, pozornie prostych, a jednak zmuszających do zajęcia stanowiska, wyrażenia siebie, bycia. A to wszystko zostało bardzo zgrabnie zamknięte w tej powieści, spisane kobiecą ręką- ręką jednej z nas…

Za możliwość poznania tej historii serdecznie dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

poniedziałek, 10 grudnia 2018

Lucinda Riley- Drzewo anioła




Autor: Lucinda Riley
Tytuł: Drzewo anioła
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 528
Gatunek: literatura współczesna







Trzy kobiety i trzy pokolenia. Różne okresy czasowe, normy społeczne i marzenia. Co je łączy, a co dzieli? Jak nawzajem wpłyną na swój los?

Za sprawą “Drzewa anioła” spotkałam się z Lucindą Riley po raz pierwszy. Spotkanie to okazało się zaskakujące, emocjonujące i skłaniające do refleksji. Nie byłam pewna, czego po tej lekturze się spodziewać. Wiem natomiast, że nie spodziewałam się aż tak wiele.

Autorka stworzyła piękną, mądrą i magnetyzującą opowieść, która przyciąga już od pierwszych stron. W dużej mierze dzieje się tak za sprawą dwutorowo poprowadzonej narracji, umiejętnie łączącej wydarzenia z dalekiej przeszłości z tymi, jakie miejsce mają obecnie. Takie przeplatanie ze sobą faktów, ogranie z płaszczyzną czasową, zmiana tych okresów w miejscach nieoczekiwanych oraz poznawanie wydarzeń trochę z jednej, a trochę z drugiej strony, sprawiają, że zainteresowanie czytelnika jest stale podsycane, a jego ciekawość nie pozwala mu przerywać lektury bez naprawdę ważnego powodu.

Riley stworzyła wielowątkową, dopracowaną i przemyślaną całość, na którą składa się życie trzech pokoleń kobiet z jednej rodziny. Szybko przekonujemy się, że każda z tych historii jest niemniej interesująca od poprzedniej, wypełniona po brzegi emocjami, nasuwająca różnego rodzaju wnioski, skłaniająca do postawienia się na miejscu bohaterów, a może także przywołująca wspomnienia? Autorka podjęła się realizacji dość ciężkiego zadania, postawiła sobie poprzeczkę bardzo wysoko, ale fantastycznie sobie poradziła, tworząc absorbującą, wyrazistą i pełną barw całość.


To jedna z tych opowieści, w których po prostu nie sposób do czegokolwiek się przyczepić, bowiem zwyczajnie nie można doszukać się w niej defektów czy niedociągnięć. Każdy szczegół został przemyślany, dopracowany, zajął odpowiednie miejsce. Niczego nie brakuje i niczego nie jest zbyt wiele. Wielowątkowa, bogata fabuła została ubrana w dojrzałą i doświadczoną narrację, a charakterne bohaterki idą w parze z zaskakującymi wydarzeniami i zwrotami akcji, jakie zostały im przypisane, wypełniając swe role znakomicie.

„Drzewo anioła” to powieść kobieca najwyższych lotów. Pełna emocji, namiętności, wzruszeń. Bogata w treść, doświadczenie, przemyślenia. To taki typ książki, który każdej kobiecie po prostu powinien przypaść do gustu. W dużej części również za sprawą intrygujących bohaterek. Moim zdaniem stanowią one największą wartość tej powieści, wpływając na ocenę, jaką na końcu wystawia jej czytelnik. To kobiety takie, jak my. Błądzące, pragnące miłości, podejmujące błędne decyzje, a czasami opierające się powszechnie przyjętym normom i obyczajom. Walczące o szczęście, silne, zdeterminowane, pełne niespodzianek. Czy można je lubić? Nie zawsze, nie wszystkie i nie w każdej sytuacji. I właśnie na tym polega piękno wykreowanych na potrzeby tej powieści charakterów.

Mam wrażenie, że tworząc tę powieść Riley dała z siebie wszystko, udowadniając, że warto jej zaufać, bo ma wiele do przekazania czytelnikowi. Nie spodziewałam się, że ta opowieść tak mocno mnie zaangażuje i tak bardzo wpłynie na moją wyobraźnię. Nie zdawałam sobie sprawy, że może się ona okazać tak intrygująca, różnorodna i przekonująca. Na mnie wywarła wielkie wrażenie i przyjemnie jest móc mi ją Wam polecić.

Za możliwość przeczytania powieści dziękuję Wydawnictwu Albatros.

czwartek, 6 grudnia 2018

Rebecca Donovan- Gdybym wiedziała




Autor: Rebecca Donovan
Tytuł: Gdybym wiedziała
Wydawnictwo: Feeria Young
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 504
Gatunek: literatura młodzieżowa







Lana zawsze mówi prawdę- otwarcie, bez zastanowienia, prosto w oczy. W obliczu krytycznych wydarzeń decyduje się jednak zachować milczenie. Co wywołało u niej strach? Czy wyjdzie z kłopotów obronną ręką?

O twórczość Donovan słyszałam już wiele, dlatego możliwość przeczytania jednej z jej powieści bardzo mnie kusiła. Szczególnie, że fabuła książki została zbudowana wokół naprawdę magnetyzującego tematu- tajemniczych wydarzeń, które w dramatyczny sposób miały zmienić życie głównej bohaterki. Lubię literaturę młodzieżową, zwłaszcza w takim wydaniu, dlatego wiązałam z tą powieścią duże nadzieje. Czy słusznie?

„Gdybym wiedziała” to pierwsza część cyklu Ani słowa. I jak to bywa w przypadku rozpoczęcia serii, autorka w dużej merze skupiła się na życiu głównej bohaterki, jej problemach i dylematach oraz rodzinie i przyjaciołach. Z opowieści tej wyłania się dość poważna historia, obok której ciężko przejść obojętnie. Ten mocny zarys, dość ciężki klimat opisywanych wydarzeń, smutne tło dla życia powieściowych postaci, sprawiają, że książka staje się intensywna i wyrazista, zdaje się odbiegać od, często dość błahych, książek ukazujących się w tym gatunku.

Nie ukrywam, że taka trudna codzienność bohaterki, pojawiające się na jej drodze przeszkody i wyzwania, otaczające ją problemy oraz cała ta niesprawiedliwość bardzo przypadły mi do gustu i sprawiły, że klimat historii zyskał bardziej dojrzały, wymowny i konkretny charakter. Autorka świetnie opisuje świat, w jakim funkcjonuje Lana, bardzo obrazowo i przekonująco przedstawiając poszczególne elementy. W krajobraz ten doskonale wpisuje się także sama bohaterka, również dość mocno różniąca się od tych, jakie spotykamy zazwyczaj w podobnych powieściach.


Co podobało mi się w Lanie najbardziej? Zasadniczość i buntowniczość. Dojrzałość wynikająca w trudnych warunków dojrzewania. Ironia i sarkazm. Dążenie do celu. Wyliczając te cechy, mam świadomość, że ich połączenie nasuwa wiele niekoniecznie pozytywnych refleksji. Bo Lana jest przecież wycofana, zdystansowana, antyspołeczna. Tylko czy to faktycznie źle? Czy bohaterka młodzieżowych powieści musi być miła, uprzejma i przyjacielska? A może lepiej, by wywoływała emocje, pozwalała się zapamiętać, kojarzyła się realistycznie, zaskakiwała siłą charakteru? Ocenę pozostawiam Wam.

W dużej mierze Donovan zainteresowała mnie tym tytułem za sprawą obiecywanych tragicznych wydarzeń. I te wydarzenia rzeczywiście się pojawiają, na dość wczesnym etapie lektury, i zostają przedstawione w przyciągający i intrygujący sposób. Bardzo mi się podoba, jak autorka wzbogaciła dzięki temu fabułę, sprawiając, że całość zyskała nowy wymiar, z nutką napięcia i zaskoczenia. Szkoda mi natomiast, że płomień ten mojej czytelniczej ciekawości zaczął z czasem przygasać, że Donovan skupiła się na innych miejscach i innych wydarzeniach, które niekoniecznie okazały się równie interesujące.

„Gdybym wiedziała” to pierwsza część serii. I jako początek cyklu wypada bardzo dobrze. Przekonuje fabułą, może zaskoczyć opisywanymi wypadkami, daje do myślenia i skłania do sięgnięcia po część drugą. I naprawdę dobrze tę historię się czyta. Uważam jednak, że pewne elementy zostały nieco wyolbrzymione i przerysowane, a może też skupiono się na nich zbyt mocno. Akcja książki także miejscami zwalnia i nieco nuży. Nie będę jednak wskazywać palcem i podawać przykładów, bo nie chciałabym powiedzieć zbyt wiele i odbierać Wam przyjemności z lektury. Powinniście przeczytać i sami ocenić. Czy zaryzykujecie dla nowej powieści Donovan?

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Feeria Young.

wtorek, 4 grudnia 2018

Ursula Poznanski "Głosy"




Autor: Ursula Poznanski
Tytuł: Głosy
Wydawnictwo: Media Rodzina
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 456
Gatunek: kryminał 







Na oddziale psychiatrycznym, zajmującym się pacjentami w stanie stresu pourazowego, zostają znalezione zwłoki mężczyzny. Na jego ciele pozostawiono wiele dziwnych przedmiotów i odkryto odciski palców jednej z pacjentek. Kim był morderca? Jakimi motywami się kierował?



Choć minęło sporo czasu, wciąż wspaniale wspominam poprzednią powieść autorki, “Polowanie”. Tym tytułem Poznanski zrobiła na mnie piorunujące wrażenie, dlatego też, przewrotnie, odwlekałam w czasie możliwość poznania innych książek jej autorstwa. Zwyczajnie obawiałam się zawodu, tego, że następnym razem ta fabuła może okazać się trochę słabsza. Czy miałam podstawy do obaw?




„Głosy” to powieść mocna, mroczna i niepokojąca. W dużej mierze za sprawą faktu, że jej akcja odbywa się w szpitalu psychiatrycznym, a siła skojarzeń budzi w czytelniku niepewność i obawę. Czy to nie w takich placówkach zawsze mają miejsce najgorsze rzeczy? Czy to nie tam wszystko wydaje się straszniejsze, niż jest w rzeczywistości? Trzeba przyznać, że szpital psychiatryczny to wprost idealne tło dla akcji kryminału- mocno działające na wyobraźnię, wywołujące dodatkowe napięcie, budzące niezapomniane emocje. Dokładnie takie odczucia towarzyszyły mi podczas lektury.


Poznanski rozpoczyna powieść mocnym akcentem i nie pozwala sobie na zmianę tempa, sprawiając, że fabuła nie traci na intensywności. Momentami, kiedy odrobinę zwalnia, z wielką gracją nadrabia skupiając się przez chwilę na życiu prywatnym bohaterów lub elementach psychologicznych dotyczących mieszkańców szpitala. Takie połączenie udało się autorce wyjątkowo zgrabnie. W ten sposób sprawia, że powieść jest idealnie wyważona, niczego w niej nie brakuje i niczego nie ma zbyt wiele. Każdy szczegół zdaje się mieć swoje miejsce, a poszczególne wydarzenia idealnie ze sobą współgrają.

Choć „Głosy” wydają cię nieco spokojniejsze od wcześniejszego „Polowania”, określenie to jednak nie do końca się sprawdza. W momencie, kiedy pozwoliłam sobie właśnie tak pomyśleć, Poznanski nabrała rozpędu, sprowadzając na strony powieści krew i chaos. Akcja książki nie jest, moim zdaniem, przesadnie drastyczna czy brutalna, zbrodnie natomiast mogą zaskoczyć i rozruszać czytelnicze zmysły. Bardzo lubię kryminały, które są wyraziste, krwawe, pełne pasji i ten w dużej mierze taki jest, choć autorka nie stara się epatować przemocą i na siłę zaskakiwać, udowadniając, że zbrodnia musi być okrutna czy bestialska. Nie. Jej zbrodnie są intrygujące, budzące wątpliwości, mnożące pytania. A napięcie nie powstaje za sprawą krwi, a niedopowiedzeń i przytłaczających korytarzy szpitala psychiatrycznego.


Autorka zrobiła na mnie duże wrażenie również za sprawą wykreowanych sylwetek bohaterów. Rozpoczynając od Beatrice- odważnej, bystrej i doświadczonej policjantki, poprzez postacie lekarzy, a na samym końcu pacjentów. Jej bohaterzy są niezwykle wyraziści, pełnokrwiści, ludzcy. Za każdym z nich stoi pełna wrażeń historia, każdy z nich ma wiele do pokazania i wiele do powiedzenia. Zaskoczyli mnie wielokrotnie, nie pozwalając, by emocje opadły choć na chwilę.



Sięgając po tę powieść, czytelnik ma okazję szybko przekonać się, że została ona dobrze przemyślna, świetnie napisana i nie ma w niej miejsca na błędy. Poznanski fantastycznie łączy ze sobą intrygującą fabułę, niebanalne wątki, niepokojące miejsce akcji, charakternych bohaterów i zadziwiające historie. Takie połączenie, stanowiące przecież podstawę dobrej powieści kryminalnej, zwyczajnie musi się udać. I tym razem nie mogło być inaczej.

Za możliwość poznania tej historii serdecznie dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina.

niedziela, 2 grudnia 2018

Magdalena Majcher "Cud grudniowej nocy"




Autor: Magdalena Majcher
Tytuł: Cud grudniowej nocy
Wydawnictwo: Pascal
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 400
Gatunek: literatura współczesna 







Pięć kobiet. Więzy rodzinne. Przykre wspomnienia. Boże Narodzenie. Czy z tej wybuchowej mieszanki może powstać coś dobrego?

Zazwyczaj nie czytam książek o tematyce świątecznej. Choć uwielbiam ten czas i niezmiernie się cieszę, kiedy nadchodzi, to jednak historie z nim związane zwyczajnie mnie nie interesują. „Cud grudniowej nocy” to jedyny tytuł, na jaki zdecydowałam się do tej pory. Może trochę z przekory, a może ze względu na fakt, że z twórczością Magdaleny Majcher jestem już zaznajomiona.

Najnowsza powieść autorki bynajmniej nie należy do lekkich i ckliwych opowieści. Od samego początku książka została utrzymana w tonie dość poważnym, bardzo refleksyjnym i nieco melancholijnym. A to wszystko za sprawą dramatów, które w tym okresie świątecznym przydarzyły bądź dopiero przydarzają się bohaterkom powieści. Bo to, że zbliżają się święta, wcale nie oznacza, że musi być miło i przyjemnie, ten okres niekoniecznie wiąże się z taryfą ulgową, o czym przekonujemy się podążając śladem kolejnych postaci.


Kilkakrotnie zdążyłam się już przekonać, że Majcher znakomicie radzi sobie z budowaniem sylwetek bohaterów. Ci, którzy w jej historiach biorą udział, odznaczają się mocnymi charakterami, dużą dawką realizmu i konsekwencją w dążeniu do celu. Tym razem nie mogło być inaczej. Książkowe kobiety (bo to na nich się skupiamy) zaskoczyły mnie nie raz i nie dwa. Odwagą, podejmowanymi decyzjami, dziwnymi zwrotami życiowej akcji. Ale właściwie za każdym razem robiły to w sposób pozytywny, udowadniając, że mimo przeciwności losu, warto podnieść wysoko głowę i dać sobie jeszcze jedną szansę.

Bo o tym w dużej mierze jest ta powieść. O kolejnych próbach i nowych szansach. O nieśmiałych uśmiechach i słońcu, które w końcu musi wyjrzeć zza chmur. O wzlotach i upadkach, które często występują w złym miejscy i złym czasie. O nas samych i o życiu. A może o wszystkim po trochę? Autorka bowiem potrafi łączyć tematy bardzo sprawnie, manewrując między kwestiami aktualnymi, ważnymi, trudnymi. Nie boi się wyzwań, realizuje się poprzez takie skomplikowane sprawy, wysoko stawia sobie poprzeczkę. I bez wątpienia stała się ekspertką w sprawie literatury kobiecej.

Jak już wspomniałam, Majcher utrzymała swą opowieść w tonie dość poważnym, choć nie zabrakło nutki nadziei i optymizmu. Powracanie do minionych wydarzeń, konsekwencje podejmowanych decyzji, ciężkie wybory i przykre wspomnienia- te elementy sprawiają, że przedświąteczny okres bohaterek nie kojarzy im się najlepiej, a często także ciąży na sercu. Dzięki temu książkowa atmosfera wypełniona została emocjami, wzruszeniami, refleksjami. Skłania do przemyśleń, postawienia się na miejscu opisywanych postaci. Pozwala spojrzeć na ten czas w inny sposób, w innym świetle.



Majcher pisze lekko. Świetnie radzi sobie zarówno z budowaniem dialogów, jak i tworzeniem opisów. Najlepiej jednak wychodzi jej bazowanie na ludzkich odczuciach. Płynnie, na temat, szybko i zwinnie porusza się między kolejnymi bohaterkami, w prostych słowach pisząc o kwestiach wcale nie takich prostych. Potraf zrównoważyć trudne sprawy lekkim piórem.





„Cud grudniowej nocy” to książka dająca do myślenia i melancholijna, podkreślająca jednak, jak ważnym okresem w naszym życiu są święta. I pokazująca czytelnikowi, jak wiele wówczas może się wydarzyć. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorce i Wydawnictwu Pascal. 

sobota, 1 grudnia 2018

poniedziałek, 26 listopada 2018

Jodi Picoult "Iskra światła"




Autor: Jodi Picoult
Tytuł: Iskra światła
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 416
Gatunek: literatura współczesna







Każdy z nich znalazł się tego dnia w niewłaściwym miejscu, w nieodpowiednim czasie. Co robili w klinice kobiecej? Jakie wydarzenia doprowadziły ich do tego miejsca? A przede wszystkim, co wspólnego mają z tematem aborcji? Czy podjęte wcześniej decyzje zadecydują teraz o ich życiu?

Jodi Picoult to jedna z moich ulubionych pisarek, niezastąpiona wręcz w przypadku literatury kobiecej. Świetnie przygotowana, skłaniająca do refleksji, czerpiąca z ważnych i aktualnych tematów oraz zaskakująca sposobem ich przedstawienia. Jeszcze nigdy nie rozczarowała mnie swoim piórem. Tym razem nie mogło być inaczej.

„Iskra światła” to jedna z tych powieści, które oddziałują na czytelnika za pomocą swego mocnego przekazu, z jednej strony wykorzystując ważną rolę omawianych kwestii, z drugiej zaś polegając na wywoływanych przy tym emocjach. W swojej najnowszej książce autorka odnosi się do tematu, jaki nikogo nie pozostawi obojętnym. Patrząc przy tym z każdej strony i odwołując się do doświadczeń wielu bohaterów. Szukając odpowiedniego rozwiązania i próbując znaleźć odpowiedź na pytanie, jakie miejsce w tym przypadku najlepiej wybrać.

Aborcja. Kwestia mocna. Sporna. Głośna. A przede wszystkim niezwykle aktualna. to jeden z tych tematów, które nigdy nie przestaną być na czasie. Podobnie, jak nigdy nie przestaną zaskakiwać, niezależnie od tego, jakie stanowisko i w jakich okolicznościach przyjdzie nam zająć. Które życie liczy się bardziej- matki czy dziecka w jej łonie? Czy kobieta ma prawo decydować o sobie, czy bezwzględnie powinna przestrzegać przepisów prawnych? Jakie przypadki aborcji mogą zostać rozgrzeszone czy usprawiedliwione? Czy mężczyzna powinien w ogóle w tej sprawie zabierać głos?

W „Iskrze światła” Picoult zdaje się szukać odpowiedzi na te i wiele innych pytań, konfrontując czytelnika z różnymi przypadkami i jeszcze różniejszymi bohaterami. Mogłoby się wydawać, że to jeden z tych problemów, które na każdym z nas wymuszają opowiedzenie się po jednej ze stron. Tylko czy na pewno? Nie zdradzę, jaką opinię posiadam w sprawie aborcji, śmiało mogę jednak powiedzieć, że autorce udało się nakłonić mnie do zweryfikowania tego, co zawsze było dla mnie pewne. Wzbudziła we mnie pewną wątpliwość, wywołała nutkę zawahania. A to wszystko za pomocą mocnego przekazu, jaki płynie z tej powieści.

Picoult tworzy powieści obyczajowe najwyższych lotów. To część literatury kobiecej, jakiej nie można nic zarzucić. Nie wypełnia stron romansami, nie skupia się na seksie, nie próbuje zaszokować i zwabić czytelnika skandalem. Ona po prostu pokazuje różne sprawy z różnego punktu widzenia. Próbuje postawić się na miejscu bohaterów, wczuć w ich sytuacje, oddać towarzyszące im emocje. Na pierwszy rzut oka grupa, jaką zebrała w klinice kobiecej, specjalnie się nie wyróżnia, ale kiedy poznajemy ją bliżej, zaczynamy rozumieć, że za każdą z tych osób kryje się szereg niespodzianek, sekretów i historia, która koniecznie musi ujrzeć światło dzienne. A im dalej podążamy za autorką, tym bardziej osobiste, życiowe i realne stają się te ludzkie dramaty z książkowych stron.

Za każdym razem w głębokie zdumienie wprawia mnie fakt, jak bardzo Picoult potrafi rozbudzić czytelnicze zainteresowanie i sprawić, że emocje przez całą historię nieustannie będą buzowały. W jak wiele kolorów umie oprawić swą opowieść i jak wiele stanowisk przedstawia w celu podtrzymania tej różnorodności, siły charakteru i ludzkiej odmienności. Te elementy pięknie wpisują się w przygotowane przez nią kreacje bohaterów, którzy ani przez chwilę nie wydają się papierowi czy płascy. I kobiety, i mężczyźni w tej opowieści charakteryzują się siłą, głębią, odwagą. Zwyczajnie trzeba ich wysłuchać.

Interesującym zabiegiem okazało się odwrócenie akcji- poznajemy ją godzina po godzinie, ale od tyłu. Na początku otrzymujemy zarys tego dramatu, fragmenty powstałej katastrofy, by już po chwili powoli wracać do początku. Nieco dziwnie, trochę nietypowo, ale przy tym z ciekawym pomysłem i ważnym przesłaniem. W ten sposób dowiadujemy się, jak poszczególni bohaterzy trafili tego dnia do kliniki, poznajemy ich historię, wyrabiamy sobie opinię na ich temat, stają nam się bliżsi lub dalsi.

„Iskra światła” to kolejna poruszająca, emocjonalna, odważna, dojrzała i osobista historia w dorobku autorki. Wiele można by o niej powiedzieć czy napisać, ale najważniejsze to po prostu ja przeczytać. I zrozumieć, dlaczego było warto.

Za możliwość poznania tej historii dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.